wtorek, 29 grudnia 2009

od początku.

Zaczęło się w 1989 roku. Jako 13-latek dostałem od ojca zorkę "c" z załadowanym filmem orwo. Wyjeżdżaliśmy wtedy z matką i siostrą na wczasy, do małej miejscowości pod Poznaniem. Wraz z aparatem otrzymałem instruktaż co, jak, dlaczego i w jakich warunkach ustawić. W efekcie powstał negatyw w miarę równo naświetlony, z którego odbitki do dziś cieszą i stanowią miłą pamiątkę.



Filmu sam wtedy nie wołałem, na samodzielne wołanie czas przyszedł jakiś rok z małym kawałkiem później. Mój tatko bawił się fotografią w latach 60 i 70-tych, na szczęście nie pozbył się sprzętu. Pierwszy zestaw ciemniowy składał się m.in. z powiększalnika "beta", taśmowego koreksu i lampowego zegara. Razem z tym dostałem również aparat zenit 3m, którego mam do dziś, niestety biedaczysko wymaga konserwacji.
Potem przewinęło się trochę zabawek, betę szybko zastąpił krokus, który zadomowił się na dość długo, jakiś czas później przesiadłem się na opemusa a w końcu na magnifxa, który służy mi do dziś. Aparatów też trochę było, wiernie mi służący przez kilkanaście lat zenit 12xp, lubitel, nikon f401x, f90 i wiele innych różnych dziwnych wynalazków. Do dziś ostały się nikon f90x, kiev 19, fed 5, start 66s i ostatni nabytek czyli pentacon six, poza tym różne dziwne wynalazki typu łomo, smiena, ami itp., które raczej nadają się nie tyle do fotografii co do zabawy.
Na początku była czerń i biel, potem także kolorki. Najpierw orwo i fotoncolor, obecnie współczesne C41, RA4 i E6, ponadto, bardziej jako techniki specjalne, lith.
A o czym będzie? Głównie o fotografii, ale też o tym co mniej lub bardziej z nią związane. O technice, obserwacji świata, podróżach, motórzeniu, codzienności. O tym co gryzie i tym co koi, tym co zmusza do myślenia i tym co o myśleniu zapomnieć pozwala. O tym co trwa i tym co ulotne, o chwili i wieczności, o plusach i minusach, pionach i poziomach, o czarnym i białym, ale o wielu szarościach pomiędzy nimi także. Miłej lektury.
Wyrównaj do środka